Australia Manilla XC Open 2007


21 luty 2007

Ostatnia konkurencja szybkościowa. Trasa 293 stopnie kończy się o godzinie 16.00. Warunki doskonałe, chmury zasysają czasem nawet zbyt mocno. Przemek opowiada, że wjechał na klapach głęboko w Cu i długo walczył na B-stallu. Dziś czułem się jak na wyścigach, wiele kominów przechodziłem po prostej wlatując pod podstawę bez kręcenia. Niesamowite tempo narzucił Ziółek, który chyba wygra rezultatem 130 km. Ja zalapalem się na 20 miejsce robiąc 112 km. Klaudia wygrała w klasyfikacji kobiet. Ziółek w ogólnej jest na 4 miejscu, a ja na 45. Chyba nie mamy się czego wstydzić. Codziennie była doskonała pogoda przelotowa (za wyjątkiem pierwszej feralnej konkurencji). Wielu z nas porobiło życiowe rekordy, mnie się to nie udało, ale codziennie miałem 100 km. Oby można było trenować tak co roku...Wyniki zawodów Manilla Open 2007

Latanie w krainie kangurów - 20 luty

Lecimy po osi na GraveSands. Mam pecha - pierwszy kryzys sadza mnie na ziemi na 14 km trasy. Dorota podrzuca mnie na ponowny start - jest już późno, ale warto było spróbować. Lecę kolejną setkę choć czas konkurencji kończy się o 18.30 i track mam obcięty do tej godziny. Nasi znowu latają w czubie. Jak to miło kiedy Polacy nie są outsiderami

19 luty 2007

(fotogaleria) lecimy po trasie rzutowanej na linii 347st. Z czasem warunki się poprawiły, podstawa chmur podnosi się znacznie. Wielu pilotów ma kryzys ok 50km. Latamy po krzakach, ciekawy widok kiedy po takim kryzysie wyłazi z różnych dziur mnóstwo nie dobitych paralotni ,po chwili łączą się one w kominach pod chmurami i walczymy dalej. Ja sobie upatrzyłem do lądowania farmę na odludziu , dla zasady poszperałem nad jej podwórkiem i znalazłem w ostatniej chwili jakieś cieple powietrze na podtrzymanie, potem terma ruszyła z kopyta i szybko znowu macałem chmury. To frajda wyjechać z ziemi 1600 m w jednym krążeniu. Po prawej stronie trasy utworzyła się ściana deszczu posuwająca się dość szybko pod wiatr , przypomniał mi się pierwszy fatalny dzień burzowy i w obawie przed zassaniem odpuściłem nabieranie wysokości i wiałem szybko w słonce. Tym razem to była dobra decyzja. Dorwałem grupę lepszych pilotów z przodu i przypomniały mi się stare czasy .Poczułem się jak scigant, przestałem wozić dupę i jazda. Zdziwiony Ziółek krzyczy w kominie "Robert to ty?!" pomachaliśmy sobie i ja nie czekając na innych ruszyłem na trasę. Fajne uczucie jak reszta rzeźbi w rozpadającym się kominie i ja juz mam swieżutki następny, i z przewagą wysokości odpalam dalej a inni dopadają dopiero początek krążenia na dole mego starego komina. Sytuacja powtarza się parę razy i zostawiam daleko stawkę. Przede mną nie widzę nikogo, Cirrus przesłania słońce, mam juz prawie GraveSands na dolocie i tu popełniam błąd. Wydaje się że to juz koniec na dzisiaj, dochodzi godz. 17.00 i nie szanując zerek lecę po prostej byle dalej. Zadowolony padam pod punktem a po chwili przelatuje mnie kilku wyjadaczy którzy przeczekali kryzys i udało im się jeszcze kawełek zawiosłować dalej. Muszę się uczyć sztuki przetrwania kryzysów. Już wiele razy przypłaciłem przedwczesnym lądowaniem brak chłodnej głowy i dostosowaniem tempa przelotu do aktualnych warunków. Ale i tak było fajnie...

18 luty 2007

(fotogaleria) 17.lutego rozłożono konkurencje po tym samym namiarze 293st. Tym razem trzeba było lecieć pod wiatr i niektórzy nasi kadrowicze, chyba zmęczeni po rekordowo długich przelotach poprzedniego dnia odpuścili sobie ściganie. Zapowiadała się rzeźba w termice bezchmurnej, jednak z czasem pojawiły się szlaki i dało się zalatać daleko. Kilku zawodników lądowało pod 200km. Moja kolejna setka zaliczona

17 lutego 2007

poszła rekordowa konkurencja. trasa wyznaczona po osi 293st w bardzo dobrych warunkach termicznych. Wielu pilotów pokonało dystans pomiędzy 100a200km. Rafał zaliczył 270km! Ponieważ czas lotu ograniczono do godz.18.00 nie wiemy czy jego cały lot zostanie uznany. Ja mam swoje 130km.Jak na rozgrzewkę po długiej przerwie -chyba nieźle. Ciekawy mieliśmy autostop. Starsza para Australijczyków podrzuciła swym sedankiem specjalnie 150km mnie ,Chińczyka i Włocha. Taka uprzejmość powala.

16 luty 2007

(fotogaleria) Konkurencja odwołana z powodu śmierci Chińskiego pilota. Radio i TV podają informacje o wypadkach, Ewa udziela wywiadów. Widać bandaże na głowie i nogach ale jest w dobrej formie. Janusz ma naprawione fachowo skrzydło przez pilota fabrycznego Axisa z Indii. Wszystkim przydał się dzień przerwy.

15 luty 2007

Niestety potwierdziły się informacje o feralnym 1 dniu Manilla XC. Pilot Chiński zaginął ,widziano go jak został wciągnięty w Cb. Smigłowiec odnalazł jego ciało następnego dnia. Ewa Wiśnierska zaliczyła 9900m w Cb, straciła przytomność na ok 1 godz, odzyskała ją po wypluciu i wylądowała samodzielnie. Udało jej się podać koordynaty dzięki czemu została szybko odwieziona do szpitala. Najbardziej odmrożone ma nogi. Janusz Fuzowski po wciągnięciu na 3400 gdy ulewa zaczęła zamieniać się w lód zwinął masywnie czaszę wieszając się na A taśmach i owijając je naramionach spadał 2000m, potem z trudnością otworzył czaszę w masywnej ulewie wylądował zaczepiając o drzewo uszkodził swego Mercurego. Poszukiwania trwały do późnej nocy ponieważ jego sprzęt elektroniczny był zalany. Kolejny pilot z Korei walcząc z burzą ratował się na zapasie. 2 dzień był lepszy .Ustalono przelot z punktem startowym oddalony o 30km od Mt.Borah. Ściana deszczu z prawej strony trasy przeszkadzała w dowolnym wyborze trasy i większość zawodników leciała z bocznym wiatrem. Jednego zassało na 7000m. Ja asekuracyjnie na klapach jadąc mocno do góry zawróciłem z trasy spory kawałek szukając duszeń. Zła taktyka wyboru trasy skończyła się walka w parterze gdzie dostałem termicznego kopa który złożył moje skrzydło. Po krótkiej ale interesującej akrobacji (nie bardzo wiem co kręciłem, ale 2 razy mialem fullstal), siadałem bezpiecznie na opuszczonej farmie wiele kilometrów od ludzkich siedlisk. Żar był taki że 300m przejścia z worem pod dach budynku było wykańczające. Jutro walczymy dalej...

14 luty 2007

Jesteśmy w Australii od tygodnia i nie było dnia bez deszczu. Na klifie w Stanwell Park zamiast latania mokliśmy i przydały się polary i Goretexy. Istnieje uzasadnione podejrzenie że to sprawka mojej Doroty - ona załatwiła nawet ulewę na pustyni w Egipcie. Sydney udało się zwiedzić na rolkach w środku nocy puste ulice i parking pod Operą to świetne miejsce dla rolkarzy. Noclegi przeważnie w namiocie i pod chmurką - czasem wszystkie ciuchy były mokre. Teraz mamy zawody w Manilli. Jest tak wielu Polaków że można by pomyśleć o rozegraniu naszych zawodów, tym bardziej że na miejcu jest też Robert Zbela. 1 dzień zaczyna się łażącymi dust devilami . Zmieniamy startowisko i zaczyna się konkurencja. Formuła XC jest prosta : start indywidualny i kto dalej zaleci ten wygra. Chmury budują się w CB i zostaje nam luka między dwiema burzami. Nie znam wyników ale wątpię aby ktoś zdążył przecisnąć się poza ich zasięg. Większość pilotów padła przed deszczem pomiędzy 30 a 50 km trasy ale mamy jeszcze nie potwierdzoną wiadomość że Ewa Wiśnierska została wciągnięta na wielką wysokość 9900 i leży w szpitalu z ciężkimi odmrożeniami. Janusz Fuzowski też ratował się z CB ,podarł glajta, do późnej nocy trwały poszukiwania. Koreańczyk ratował się zapasem bo fullstal nie pomagał.Jak poznamy więcej faktów -przekażemy je w następnej relacji.

Brak komentarzy: