25.05.Orłowo.WRONA strąciła paralotniarza



(opis ofiary) (fotogaleria).
Krótka opowieść o glajciarzu "zestrzelonym" przez upartą wronę.
Odkąd stopniały śniegi czyhałem na "ten dzień " aby zaliczyć wreszcie Orłowski klif startując spod Prokomu. W poniedziałek 25-go kwietnia wszystko zagrało jak trzeba. Mogę urwać się z roboty, słonko pięknie świeci, wieje dosyć mocny wschód więc zamiast do firmy jadę do Orłowa. Wieje równo 7 do 9 m/s na horyzoncie tworzą się cumulusy, więc chwilę namysłu -może Borsk? I decyzja, że zostaję w Gdyni. Szpeję się przewidując kłopoty ze startem bo wieje mocno, dwa spalone podejścia bez niczyjej asekuracji ale na szczęście na horyzoncie pojawia się znajomy "garbaty" kształt - nadciągają posiłki w osobie Roberta Machela. Teraz mając asekurację idzie lepiej - odpalam. Jeden halsik, drugi i się nie zabieram bo za szybko chciałem uciec do Sopotu więc lądowanko na plaży. Gramolę się na górę a ponad mną lata czujne czarne ptaszysko - wrzeszcząca wrona. Robert pyta mnie czy czułem jak mnie atakowała w locie. Odpowiadam zgodnie z prawdą, że widziałem ją ale nie byłem atakowany. Kolejny start, tym razem ładnie się zabrałem i postanowiłem poczekać na Roberta latajac nad Orłowem aby razem polecieć do Sopotu. Przelatuję nad startowiskiem a tu nagle "ŁUP" - ki czort patrzę na skrzydło ale nic nie widać, po chwili powtórka "ŁUP" tym razem w duecie z radosnym "KRA,KRA" Ponad krawędzią natarcia pojawia się czarna zjawa - teraz już wiem, że mój żółty VOX jest obiektem niezdrowego zainteresowania podniebnego strażnika orłowskiego klifu. Zaczyna się berek, ja uciekam ptaszysko mnie goni, zawracam, on pikuje na czaszę, czasami majestatycznie oblatuje mnie dookoła sprawdzając czy już wymiękłem i mam dość. Oczyma wyobraźni widzę podziurawione górne poszycie skrzydła i zaczynam być wkurzony. Próbuje go straszyć trzepiąc stabilem, nic nie pomaga, krzyczę - nic, gwiżdzę - nic. Wreszcie startuje Robert, jego biały Gradient nabiera wysokości w ciasnych halsach nad plażą, robię kilka zdjęć, postanawiam zawinąć ostatnią zwitkę i odpalać w prawo w stronę Sopotu. Mam 30 metrów nad startowiskiem i zaczynam gonić Machela. Przelatuję nad domkiem architekta, mijam apartamentowiec Invest Komfortu poprawiam się w uprzęży i ...nagle widzę startującego z topoli nad strumyczkiem GAWRONA ale tym razem nie przymierza się do skrzydła lecz leci prosto na mnie. Dalej wydarzenia toczą się błyskawicznie. Odruchowo zasłaniam oczy prawą ręką, czuje uderzenie w przedramię a potem w kask i ...cisza. Otwieram oczy i widzę rosnący przede mną budynek Invest Komfortu. Momentalnie dociera do mnie, że dałem ciała i zasłaniając oczy prawą ręką trzymałem cały czas uchwyt sterówki zaciągając prawy hamulec. Skutek oczywisty - przewiało mnie w miasto- rotor i dusi do ziemi. Jak i gdzie lądować? Na korcie już nie zdążę ale płaski dach wygląda obiecująco ale czy dociągnę? Nie dociągnąłem, zabrakło 2 metry. Trudno, wycelowałem w narożnik dokładnie między oknami II pietra i na ugiętych nogach hamując skrzydło przywaliłem w fasadę. Vox pięknie poszedł do przodu obejmując gzyms budynku czułym objęciem i już wiedziałem, że będzie dobrze bo na pewno na nim zawisnę. Zjechałem po elewacji trochę poniżej parapetu pierwszego pietra i ... zawisłem 4 metry nad ziemią. Szelest pękającego materiału dobitnie podpowiedział mi że bez wysłania Voxa do Dudka się nie obędzie. Dalej już przyjemność. Zastukałem do okna na I piętrze i na parterze. Miła pani z piętra pyta czy byliśmy umówieni. Ja na to że chyba nie ale, że na kawę chętnie wpadnę tylko przydałaby się drabina bo inaczej będę musiał gramolić się przez okno. Miła nieznajoma nastawia wodę i dzwoni do ochrony. Po chwili pojawił się pan konserwator z drabiną . Po zdjęciu skrzydła z dachu potwierdziły się moje obawy iż piorunochron na gzymsie rozciął skrzydło na dwie połówki. Spojrzałem w niebo a na tle błękitnego nieba rozległo się głośne KRA,KRA,KRA. Już wiem kto jest królem powietrza nad orłowskim klifem.
PS. Ptaszysko mieszka na wielkim świerku tuż obok startowiska.
Pozdrawiam lataczy - JUMBOmailto:jumbo@olicon.com.pll

Brak komentarzy: